Nie zawsze próby odnalezienia się polskiego Kościoła w nowym (i starym) marketingu przynoszą najsmaczniejsze owoce. Jednak próby należy docenić. Tym bardziej, że idzie mu to coraz lepiej.

Kilka miesięcy temu kontrowersje wzbudził billboard przedstawiający dłonie złączone wężem imitującym obrączkę podpisany hasłem: Konkubinat to grzech. Nie cudzołóż!. Krajowemu Ośrodkowi Duszpasterstwa Rodzin udało się wzbudzić medialny szum, ale chyba nie taki, jaki zaplanowano. Akcji wytykano piętnujący charakter, agresywny i negatywny przekaz, obranie złej drogi w unowocześnianiu komunikacji. Ponadto trudno ocenić jej skuteczność – ilość osób odwiedzionych w ten sposób od grzechu znana jest tylko Bogu i z perspektywy marketingu jest ona kompletnie niewymierna. W reakcjach nie było nic dziwnego. Taki billboard oburzałby prawdopodobnie nawet na rogatkach Watykanu, a co dopiero w centrach polskich metropolii. W zasadzie jedynym jego plusem było nieowijanie w bawełnę i nazwanie rzeczy po imieniu.

Nowa sytuacja jest inna. Zdecydowanie lepsza.

Księża pallotyni z Bielska-Białej zestawili na grafice Słońce i monstrancję ilustrując przekaz słowami św. ojca Pio: Świat mógłby istnieć bez Słońca, lecz nie mógłby istnieć bez Eucharystii i dodali do tego informację o godzinach sprawowania mszy św. Między Słońcem a monstrancją widnieje Ziemia, oświetlona tylko z prawej strony, gdzie obecny jest Eucharystyczny Jezus. Słońce w Jego obecności blednie i nie jest wystarczające do życia – zdaje się mówić billboard, który i tak dostał się na języki i pod klawiatury. Dlaczego?

Nie ma w tym przekazie nic, czego teologia katolicka nie głosiłaby od stuleci. W nikogo nie uderza, niczego nie obraża. A jednak billboard stał się przedmiotem dyskusji i podśmiechujek domorosłych ekspertów od marketingu, fizyki, astronomii i – a jakże! – teologii, którzy wykazują, że przecież świat istniał przed Eucharystią, ale na pewno nie przed Słońcem.

To drugie jest oczywiście bzdurą, bo z punktu widzenia całego wszechświata gwiazda naszego Układu Słonecznego jest równie potrzebna jak szklanka piasku na Saharze. Jej braku nie odczułaby przyroda, podobnie jak kosmos nie zauważyłby braku naszego żółtego karła.

Co do istnienia świata przed Eucharystią – również niezgoda. Jest to forma obecności Boga z człowiekiem, a ta – choć od czasu Edenu trochę się pozmieniało – zawsze była zasadą istnienia świata. Pismo Święte jest jedną wielką kroniką Boga ingerującego w historię, przebywającego ze swoimi wiernymi i wyciągającego rękę do człowieka. Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego namawiające ludzi, aby podczas mszy św. tę rękę złapali, może dziwić tylko tych, którzy lubią być zdziwieni.

Zresztą świat próbujący wyrugować Boga poza nawias rzeczywistości zawsze dążył do samozagłady. Podręczniki historii pełne są na to jaskrawych przykładów. Świat bez Eucharystii, czyli bez Boga, ginie.

Daleki jestem od potępiania w czambuł inicjatywy KODR odpowiedzialnego za billboardy o cudzołóstwie, ale zabrakło jej skuteczności w docieraniu do targetu. W ostatecznym rozrachunku akcja sprowadziła się do przekonywania przekonanych, którzy dodatkowo musieli wkraczać na wyżyny apologetycznych umiejętności, żeby wytłumaczyć Kościół z agresywności przekazu. Pomysł bielskich pallotynów jest pozbawiony tych wad, a mimo to stał się przedmiotem dyskusji.

Obecność w niej antykościelnych malkontentów nie może ani dziwić, ani zniechęcać. Im zawsze będzie przeszkadzało, że za cenę tej akcji można by wyżywić pół Afryki, albo zbudować chodnik do szpitala.

Tymczasem pallotyni są świadomi, że od pierwszej sprawy mają już swoją Fundację Misyjną, a od budowania chodników do szpitala są inne profesje. Zresztą chodzą tam codziennie, by wykonywać swoją.

I przede wszystkim za to, a nie tylko za marketing, ogromne brawa.