Nie bronię go. Jest spora szansa, że wszystko, o co się go oskarża, jest prawdą. Mało tego! Może ma za uszami jeszcze więcej grzeszków, które zdołały umknąć uwadze śledczych. Zwykły rachunek prawdopodobieństwa każe mi wierzyć, że skoro już został wydalony ze stanu kapłańskiego, to musi być coś na rzeczy. Coś, o czym z obrzydzeniem się myśli, a co dopiero mówi i pisze.

Arcybiskup (były, choć dopiero teraz z niekrytą radością tak tytułują go media) Józef Wesołowski. Nuncjusz Apostolski na Dominikanie, jeden z wyżej postawionych polskich duchownych w całej watykańskiej, dyplomatycznej machinie. To kiedyś. A dziś? Dziś oskarżony o pedofilię i posiadanie dziecięcej pornografii, usunięty ze stanu duchownego zagubiony człowiek. Sól w oku zamiast soli ziemi.

Jego proces miał się rozpocząć w sobotę, ale został odroczony bezterminowo, ponieważ dzień przedtem Wesołowski trafił do szpitala na oddział intensywnej terapii. I tu rozpoczyna się medialna jazda bez trzymanki!

Wszystkie, dosłownie wszystkie media, które objeżdżam tu raz na jakiś czas, napisały informację o tym wydarzeniu, sugestię, że chciał się wymigać od procesu, a część z nich przechwyciła nawet włoskojęzyczne podśmiechujki, że specjalnie w tym celu były duchowny przedawkował i połączył leki z alkoholem. To znamiennie, bo dowodów nie ma i można było to przemilczeć, ale po co?

Największe oburzenie wywołuje oczywiście chęć uniknięcia kary. Że to przecież pedofil, zboczeniec i złoczyńca i domagamy się sprawiedliwości!

Hola, hola!

Domniemanie niewinności jest oczywiście obce polskim mediom jak noworodkowi zęby, choć zdarzają się wyjątki przestępców, którzy nawet skazani prawomocnym wyrokiem znajdą na tych samych łamach wierną rzeszę apologetów. Ale nawet nie o tę zasadę chodzi, tylko o proste pytanie:

Gdzie byliście, gdy Amerykanie prosili o ekstradycję pewnego reżysera? Gdzie byliście, gdy komunistyczni zbrodniarze przez lata zasłaniali się złym stanem zdrowia, by uniknąć kary? Gdzie byliście, gdy w Europie nieśmiało podejmowano próbę legalizacji pedofilii na wzór kanadyjski?

Siedzieliście przy tych samych biurkach, mogliście upomnieć się o tę samą sprawiedliwość, ale mieliście takie samo nic do powiedzenia. Dziś, gdy za te żądania nie grozi Wam nic poza podwyżką, bo nikt nie wyrzuci Was z pracy, nikt nie zagrozi sądem, nie zacznie Was wytykać palcami i nalepiać łatek oszołomów, głupków i faszystów, szafowanie przedwczesnymi wyrokami, przystrajanie się w szaty sprawiedliwego, stroszenie pawich piórek odwagi i przechadzanie się w glorii praworządności przychodzi Wam nadzwyczaj łatwo. Nonkonformiści ostatniej godziny.

Mam nadzieję, że byłego arcybiskupa spotka sprawiedliwa, surowa kara. I Was też.

Obrzydliwość. Kurtyna.