Daj mi człowieka, a znajdę paragraf; pies najpierw nie lubi kota, a dopiero potem szuka argumentów; jak się nie odwrócisz, tak z tyłu plecy – ludowa (i nie tylko) mądrość pozwoliły już wieki temu zdefiniować chorobę, która dziś staje się udziałem mediów. Gdy cel zostaje obrany, nie liczą się poglądy, fakty, wydarzenia, ale przypisywane opinie i punkt widzenia. Ten ostatni dziwnym trafem zawsze w opozycji do atakowanego. A że wymaga to ogromnego wysiłku i przeskakiwania z bieguna na biegun? Wot, służba.

Celem tym oczywiście wielokrotnie stawał się Kościół. Tak było w starożytności, średniowieczu (tak, w tym paskudnym, zmonopolizowanym, ciemnym czasie również!), tak było w czasach twardego totalitaryzmu i tak jest dziś. Oto kilka przykładów.

  1. Z jednej strony największym zarzutem wobec Kościoła jest pedofilia – przestępstwo seksualne (wg Piotra Szumlewicza ok 97% księży to pedofile), a z drugiej – te same środowiska, które Kościół za to atakują, w skali światowej promują tę (!) orientację seksualną. Różnicę pomiędzy tymi sytuacjami stawia się w kwestii woli dziecka – księża dzieci gwałcą, pedofile współżyją za zgodą, bo dzieci są świadome i chętne tę seksualność realizować. Czy jednak nie za taką intencję (nieprawdziwą, a przypisaną) nie posypały się gromy na abp Michalika?
  2. Kościół nie ma prawa, aby odmówić udzielenia sakramentu chrztu św., bo przecież rodzice chcą tej usługi duchowej i szafarz nie ma nic do gadania. Ale z drugiej strony chrzest dzieci jest zły, bo po pierwsze indoktrynuje od małego, a po wtóre tworzy kolejnego fikcyjnego katolika, dzięki czemu Kościół może szczycić się uprzywilejowaną społeczną pozycją, a jest de facto mniejszością. Innymi słowy Kościół jest zły, gdy nie chrzci, a gdy chrzci jest… zły.
  3. Antyklerykalny ateizm lubi okazywać swoją wyższość twierdzeniem o rzekomej weryfikowalności swoich tez, czym oczywiście wierzący w Trójjedynego Boga pochwalić się nie mogą. Pewnością tą nie są w stanie zachwiać nawet najbłyskotliwsze spostrzeżenia, że równie tragicznie nie da się udowodnić istnienia Boga, jak wykluczyć taką ewentualność. Ateizm jest bowiem naukowy i już. Schody zaczynają się, gdy nauka pozostaje bezradna wobec tajemnic chrześcijaństwa od tilmy z Guadalupe po Hostię z Sokółki. Na innych polach jest podobnie: Kościół z medycyną w parze definiują część seksualnych aktywności lub tożsamości jako chorobę, a wiecznie naukowa ekipa dalej swoje. Z nieodłącznym elementem pogardy dla ciemnogrodu.
  4. Gdy jakąkolwiek funkcję (od prezydentury po pracę w przychodni) obejmuje katolik, oczywistym postulatem antyklerykałów jest żądanie deklaracji, z której musi jasno wynikać, że prywatny pogląd pozostanie za drzwiami jego gabinetu i nie będzie miał wpływu na wykonywane przez jego obowiązki. Taka prezerwatywa dla wiary. Jednak deklarujący się jako ateista fachowiec niczego deklarować nie powinien. W wyniku tego wierzący ginekolog musi (a w każdym razie wg nich powinien musieć) pod groźbą utraty zawodu np. dokonać aborcji, ale ja jako pacjent nie jestem w stanie zmusić swojego chirurga, by przed operacją się pomodlił i nie ufał tylko w własną niezawodność. Ot, równość.
  5. Jak twierdzi spora część antyklerykalnych ateistów: katolicy to grupa oszołomów, którzy wiecznie czują się prześladowani. Każde wydarzenie traktują jako odbieranie im praw, nacisk na sumienie i palący ostracyzm. Dziwnym trafem zawsze stoją w grupie tych, którzy zaprzeczają oczywistym faktom i węszą spiskowe teorie. Może tak jest, ale przypomnijmy sobie, kogo uciska krzyż w państwowym urzędzie, kto podnosi larmo o natychmiastową deklerykalizację naszej dusznej Ojczyzny i kto panikował, kiedy na krótko przed kanonizacją Jana Pawła II był przekonany, że Facebook kasuje antyklerykalne strony przed (uwaga, cytat!) TYM DNIEM?
  6. Kościół jest kompletnie nieczuły na problemy bezdzietnych małżeństw i atakuje in vitro, ponieważ nie czerpie z tej metody korzyści. Tymczasem biedni rodzice pragną tylko potomstwa. Problem jednak staje się dużo większy, gdy upragnione dziecko z in vitro okazuje się nie być ślicznym niemowlakiem, ale medyczną fuszerką, jak w przypadku tzw. Chazangate. Wtedy rodzice pragną dziecka się pozbyć i znów szlabanem staje się Kościół, który kilka(naście) tygodni temu przed taką sytuacją ostrzegał. To że wtedy miał rację wcale nie sprawia, że i teraz może mieć. Bo jest nieczuły i już.
  7. Kościół bezprawnie wtrąca się do polityki, próbuje wpływać na piastujących publiczne urzędy i realizować swoje interesy. Należy ten proceder ukrócić, bo może to doprowadzić do patologii, jakie w demokratycznym państwie nie mogą mieć miejsca. Tak przynajmniej twierdzą antyklerykałowie i autorytety, dla których deklerykalizacja Polski jest najwyższym dobrem. Wcale nie przeszkadza im to szafować innym argumentem zawartym w pytaniu: dlaczego Kościół nie poparł polskich powstań i nie powstrzymał hulającej po Europie zarazy nazizmu?

I weź tu zrozum propagandystów. Jest tego oczywiście sporo więcej, ale nie chcę zaśmiecać tekstu, bo myślę, że macie już obraz. Ale zachęcam do wypisywania swoich ulubionych typów, jeżeli na powyższej liście się nie znalazły i do spontanicznej reakcji śmiechu. Ja już w każdym razie inaczej reagować nie umiem.