Nigdy nie trzymałem w rękach niczego, co napawałoby mnie większym intelektualnym obrzydzeniem niż najnowszy numer Newsweeka. Gdyby powyższą diagnozę przeczytał którykolwiek z autorów, pewnie wzruszyłby ramionami i wrócił do swoich zajęć. A mnie jest po prostu piekielnie przykro.

Pod koniec zeszłego roku polski Newsweek został jako antyklerykalna tuba postawiony w jednym rzędzie z Nie oraz periodykiem Fakty i mity, który pierwszy człon nazwy zawdzięcza chyba tylko specyficznemu poczuciu humoru. Co ważne powyższa lista to nie wynik głosowania egzaltowanych moherowych babć i podstarzałych hierarchów, ale rezultat analizy zagranicznych ekspertów. Zresztą pisałem o tym tutaj.

Tym razem antyklerykalizm tygodnika red. Lisa przekroczył kolejny Rubikon. Zapewne nie ostatni.

To samo czasopismo, które wytyka m.in. kościelnemu środowisku domniemane wykorzystywanie narodowej tragedii do osiągania prywatnych celów, dziś w haniebny sposób sięga po tragedię innego narodu, by pouderzać sobie w publicystycznych adwersarzy i politycznych przeciwników. Trauma francuskiego Charlie Hebdo staje się fundamentem dla ostracyzmu i wytykania palcami środowisk konserwatywnych z Kościołem na czele.

Wstępniak Redaktora Naczelnego o wspólnym psychologiczno-religijnym źródle islamskiego fundamentalizmu z kościelnym i prawicowym fanatyzmem, przepełniony obawami o przyszłość Polski tekst Marcina Mellera, pana Hołdysa przyrównywanie karykaturzystów w Charlie Hebdo do ciemiężonych w Polsce Nergala i Nieznalskiej, wreszcie komiks Andrzeja Mleczki, w którym arabski terrorysta strzela do ściany z kolorowych kredek, bo są ułożone w tęczowej kolejności. Do jak wielkiej żenady można się dokopać w niby opiniotwórczym piśmie narzekającym (np. we wspomnianym wstępniaku) na tabloidowość polskich mediów?

I to wszystko w jednym numerze! Antyklerykalny brukowiec zdjął przyłbicę.

W pierwszym z wymienionych tekstów (reszty omawiać nie mam zamiaru) red. Lis określa fanatyzm francuskich zabójców ohydnym – zresztą zgodnie z rzeczywistością – bo dochodziło w nim do obcięcia głów zakładnikom. Gdy w połowie sierpnia media internetowe opublikowały zdjęcia z dekapitacji, wyłupywania oczu, rozwalania czaszek i nabijania głów na płot, jakich muzułmanie dopuszczali się na katolikach na Bliskim Wschodzie, najważniejszym problemem Newsweeka były kariery polskich polityków i niedopuszczanie partii opozycyjnych do władzy.

Proceder trwa do dziś, ale twarz czysta od wycierania ją sobie chusteczką z napisem wolność słowa nie zająknęła się o tym ni razu. Najwyraźniej każdy broni takich wartości, na jakie sobie zapracował.

To jednak tylko fanatyzm twardy i ostry, do którego dopuściła nieuważna Francja. W Polsce fanatyzm religijny jest delikatniejszy, ale przez to jeszcze gorszy, bo nie budzi tak otwartego sprzeciwu. Taką diagnozę wydaje się stawiać Autor. U nas zamiast zabijać tych, którzy urazili uczucia religijne korzystając swobodnie z wolności słowa, stawia się przed trybunałami i skazuje na ostracyzm okraszony grzywną. Nasz fanatyzm kocha nienawidzić, wykluczać i potępiać. Dlatego jest podobny do islamskiego, ale gorszy. Na tej podstawie red. Lis dostrzega podobieństwo między okrzykiem Allah akbar, a głośnym sprzeciwem wobec homoseksualizmu i gender. Różnice, choć wyraźne, są dla Autora nieistotne.

Ironiczne jest to, że tekst zatytułowano: Wojna o uśmiech, a wyżej przytoczone islamskie zawołanie jest szczególnym uwielbieniem muzułmańskiego boga w chwili śmierci niewiernych z rąk walecznego wyznawcy. Jest wyrazem radości, szczęścia w zwycięstwie. Ale Autor i tak utożsami go z głosem sprzeciwu polskiego katolika.

Charlie hebdo – czasopismo nieco żenujące – kpiło w skrajnie wulgarny sposób z religii wszelakich od prawie pół wieku. Nawoływania, że Koran jest dla głupków nie pojawiały się częściej niż szyderstwa z chrześcijaństwa (np. karykatury seksu grupowego Trójcy Świętej). Jeśli autor wciąż nie dostrzega różnicy w fanatyzmach obu kultur, zachęcam, by zwrócić uwagę, kto jednak nie wytrzymał i bluźniercom poobcinał głowy.

Czasopismo obśmiewało i przedstawiało w karykaturalny sposób nie tylko religię, ale prawicę. Nie ma wątpliwości. Aujourd’hui Tomasz Lis est Charlie Hebdo – dziś Tomasz Lis jest Charlie Hebdo. Jak nigdy.

Dlatego twierdzę, że Newsweek jeszcze nigdy nie dotknął tak głębokiego dna, a wiem, co piszę, bo lektura m.in. tego pisma to poniekąd moja praca. Zradykalizowanie antykościelnych poglądów na kształt pierwszej lepszej gadzinówki nastąpiło dopiero w styczniu.

Nowy rok – nowy początek? A może tylko nowy rozdział?