Dość często ostatnio zastanawiam się, ile trzeba mieć w sobie pragnienia wybiórczości, aby stawiać Jezusa w roli antyprawnego anarchisty. Jak mocno trzeba być zaimpregnowanym na wiedzę, żeby uważać, iż obrzezany (bezsensownie, prawda?) w ósmym dniu praktykujący Żyd, który umarł po to, aby Prawo mogło się wypełnić był jednocześnie Tym, który z Prawem walczył, dzięki czemu wszelkie przepisy tracą swoją rację bytu. Syn Boży poniżył się aż do przybicia gwoździami, a my pamiętamy mu tylko kłosy.

Otwarcie Ewangelii wg św. Mateusza na jakiejkolwiek stronie musi postawić nam przed oczami sformułowanie „stało się tak, aby się wypełniło Pismo” lub jemu pokrewne. Najzwyczajniej w świecie nie ma innej możliwości. Nie jest to oczywiście przypadkowe. Ewangelista miał w tym swój cel w związku z adresatami jego dzieła, którymi byli Żydzi. Wniosek jest jednak prosty – Bóg zesłał prawo i postanowił je wypełnić.

I żeby nie było niejasności, oczywiście, że przepisy ustanowione dla współczesnych Mojżeszowi w perspektywie rzeczywistości po Zmartwychwstaniu w sporej części straciły na znaczeniu. Listy i Dzieje Apostolskie tłumaczą to wystarczająco dokładnie. Ale robienie z Syna Bożego przeciwnika Prawa i czynienie każdego obrońcy przepisów w Kościele (dziwnym trafem głównie liturgicznych) faryzeuszem, tożsamym winą i wadą z tymi, którzy ukrzyżowali Jezusa to parodia entego rzędu.

Swoją drogą, co to za głupia moda na szafowanie zarzutem faryzeizmu i traktowanie tego jak obelgę? Faryzeusze byli głupi, bo osobiście byli jak groby pobielane, ale nie miało to nic wspólnego z głupotą ich poglądów (Mateusz Ochman wytłumaczył to ostatnio szerzej i lepiej). Gdyby zapytać przeciętnego katolika, kto był gorszy: saduceusze czy faryzeusze, prawie wszyscy odpowiedzą, że ci drudzy. Szkoda tylko, że nie pamiętamy, że w przeciwieństwie do tych „lepszych” mieli do chrzescijaństwa dużo bliżej ze względu na wiarę w zmartwychwstanie i anioły, więc mieli łatwiej dołączyć do grupy wyznawców Chrystusa.

Tak się zresztą działo. Św. Paweł był faryzeuszem (Dz 23,6). Podobnie św. Nikodem i prawdopodobnie św. Józef z Arymatei. To jest dopiero wiedza nieprzyswajalna!

Po drugie dajmy sobie w końcu powiedzieć, że to Bóg dał Prawo. Zrobił to z ogromnym hukiem i z taką fetą, że pamiętamy to aż do dziś. Zrobił to wbrew sobie, bo w gruncie rzeczy uważał, że to zbędne? Wręcz przeciwnie – miał w tym swój cel. I to dzieło (bo przecież Jezus od Ojca różni się po prostu Osobą, a nie poglądami – to byłaby antychrześcijańska gnoza) kontynuował po Wcieleniu Jego Syn. Nawet wtedy, gdy zrywał kłosy w szabat i sam siebie Panem Szabatu nazywał.

Dlatego już nawet nie śmieszą mnie te rozważania o wyższości ducha nad literą prawa i kreowanie absurdalnych, prawie po sokratejsku ironicznych sytuacji, w których wedle ludzkiej logiki należałoby odtrąbić wielki upadek sensowności danego przepisu. „Jeśli dzieje się to i tamto i w dodatko cośtam w połączeniu z czymśtam, to co, dalej mam słuchać prawa?” Jeśli msza św. odprawiana jest na Grenlandii, kapłan jest niepełnosprawny i jest alkoholikiem, a obecni są tylko dłubiący w nosie eskimosi to naprawę musimy odprawić mszę św. z wodą i winem? To pytanie przyszło mi na szybko do głowy, ale wcale nie widzę w tym hiperboli lub przesady zdenerowanego tradsa (hehe, tradsa). To bardzo reprezentatywne zdanie dla wszystkich tych, dla których nie liczy się „nic poza Jezusem”. Włącznie z tym, co powiedział.

Gdzie logika?

Poszła na spacer i nie chce jej się wracać. Bo „ważniejszy jest Duch Prawa niż samo Prawo”. Interpretowanie w ten sposób Drugiego Listu do Koryntian (3,6) to jak szukanie UFO w Księdze Jeremiasza. W Liście czytamy o idei Nowego Przymierza, które stoi wyżej od Starego przez historyczne wydarzenie Jezusa Chrystusa. Nie wiem jaki to ma związek z konstatacją: „św. Paweł zachęca nas byśmy nie patrzyli na przepisy prawa”, ale raczej niewiele ma on wspólnego z rzeczywistością.

„Litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia” – ożywia, bo ma co ożywiać. Słuchanie ducha bez prawa to tworzenie innego ducha. Niemego. Którego słuchać nie potrzeba, bo sami wiemy wszystko lepiej. Rozumiem pokusę wygodnictwa. Nie rozumiem pokusy głupoty.

Ważniejszy jest Duch niż Prawo – pomyślała Ewa wręczając owoc Adamowi.