Jak nazwać postawę, w której wyciąganie – niestety tylko pozornie – logicznych wniosków z pewnej podstawy – tu akurat Podstawy Wiary – wypacza fundament, z którego się wzięła? Jak nazwać człowieka, który w prostocie serca – bo będę naiwnie wierzył w dobre intencje, a błędy przypiszę nieuświadomieniu – postanowi unaocznić owieczkom Boże uniżenie? Wreszcie: jak przemówić do tych, którzy szczerze, autentycznie w tej duchowości się odnajdują i prostodusznie mówią o ciągłym odnajdywaniu sacrum?

Na bieżące potrzeby ukuł ktoś kiedyś termin: „uniżacz” (w odniesieniu do kapłana głównie) i chyba najlepiej obrazuje on podejście, które mam na myśli – jeżeli Pan Bóg tak się uniżył, że stał się Chlebem (bliżej ludzkich pragnień, starań i potrzeb być nie można), a potem przyjął na siebie Mękę i Śmierć, następnie zmartwychwstał, ukazał się trzeciego dnia i pozwolił dotykać swoich ran; jeżeli tak bardzo zapragnął zbliżyć się do człowieka, człowiek nie ma prawa sztucznie się od niego oddalać poprzez sztuczne wyznaczanie granic.

A guzik. Z pętelką.

W praktyce codziennej rozróżniamy – trywializacja zamierzona – dwie podstawowe postawy wobec Kenozy Chrystusa. Pierwsza, opisana wyżej: Jezus chce być blisko nas, więc nie leż krzyżem, gdy on Cię chce przytulić. Druga, mnie bliższa zdecydowanie bardziej: Jezus chce być blisko nas i właśnie dlatego ja „położę się krzyżem”.

Bez kolan

Pierwsze, co przychodzi mi do głowy – kwestia gryzienia Komunii św. Nie chcę nikogo stygmatyzować – to, że ktoś tak robi, ponieważ został tego nauczony (wszak katecheci coraz częściej powtarzają, że to jest zupełnie normalne) zapewne nie czyni go gorszym katolikiem od piszącego te słowa. Pełna zgoda. Piszę jednak o subiektywnych odczuciach – mnie dawno temu wbijano postawę przeciwną do głowy tak usilnie, że bałem się, iż w ramach profilaktyki weźmie ktoś młot pneumatyczny z napisem: „nie wolno!” i przyłoży mi go do czoła. Zachodzi potrzeba zmiany mentalności (teza autentyczna!)? Nie zgodzę się. Odczuwam ten wysiłek w nauczenie mnie szacunku, jako ogromny dar, za który dziękuję.

Druga sprawa – chyba jeszcze delikatniejsza – przyjmowanie Pana Jezusa na dłonie podczas Komunii św. Piszę to z perspektywy tego, któremu nie mieści się to w głowie. Przede wszystkim marzy mi się powrót do przyjmowania Chrystusa na klęcząco – a ten gest jednoznacznie go wyklucza. Swoją drogą połączenie postaw polegające na przyjmowaniu Go na dłonie w pozycji klęczącej wyglądałoby co najmniej groteskowo. Wiem też, co na ten temat mówi Kościół – listy biskupów, a przede wszystkim instrukcja Redemptoris Sacramentum. Dokument ten na tę formę zezwala, ale w określonych okolicznościach – podaje warunki, które w sporej części znanych mi przypadków nie są spełnione.

Kolejnej sprawy nie omówię, lecz oddam tylko swojego Szanownego Czytelnika w ręce autentycznych cytatów. Pewien współczesny jezuita mówi: „To szatan chce widzieć człowieka na klęczkach. Bóg chce nas w postawie stojącej, symbolizującej zwycięstwo nad śmiercią, zmartwychwstanie”. Ojciec Święty Benedykt XVI przypomina (fragment z apoftegmatów Ojców Pustyni, chodzi o abbę Apollona, który z Bożego zezwolenia zobaczył złego): „Diabeł był czarny, brzydki, o przerażająco wątłych członkach, a przede wszystkim jednak nie miał kolan. Niezdolność klęczenia okazuje się zatem istotą elementu diabolicznego”.

Biblijnie

Mam przed oczami taki obrazek – skrajny, ale to nie oznacza, że wyssany z palca: młodzieżowa wspólnota pod przewodnictwem kapłana uczestniczy w mszy św. w lesie. Są na jakimś wyjeździe integracyjno-formacyjnym, a może nawet tylko rekreacyjnym. Wszyscy są zgromadzeni wokół pnia, imitującego ołtarz, Eucharystia trwa w najlepsze, jednak uczestnicy swoją postawą nie wyrażają modlitewnego uniesienia. Pozycja: kucając lub pozycja: półleżąc w ramach Adoracji to brak świadomości czy może już zła wola?

Mam jedno biblijne skojarzenie (i proszę się ze mną nie zgadzać!), które wyczytałem w Ewangelii „Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go ujrzeć, ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy jaki znak, zdziałany przez Niego” (Łk 23, 8). Dla wzmocnienia wyobrażenia można obejrzeć ekranizację tego fragmentu z „Pasji” Gibsona: leżę przed Najświętszym Sakramentem, jest moją własnością i czekam na znak. Niestety, czasami tak to widzę.

Ukumplenie, spoufalenie, douniżanie (by nie powiedzieć: poniżanie). Bóg nas kocha, uniża się, aby człowieka i jego godność podnieść i wskazać mu wieczny cel – Chrystusa. „Uniżył samego siebie” a „Bóg Go nad wszystko wywyższył (…), aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano” (por. Flp 2, 5-11). To ciąg kenozy – uniżenie i następujący po nim stan wywyższenia. Pozostawanie na pierwszym etapie to niebezpieczna gra. Odziera z sacrum i robi krzywdę. Nie Chrystusowi. Tobie.

Tekst  pierwotnie znajdował się na stronie manipularz.pl