Dość głośnym echem poobijał się o media niedawny śmiały wyczyn feministek. W 95-tą rocznicę przyznania praw wyborczych kobietom Kongres Kobiet postanowił wystosować superoficjalne pismo do papieża Franciszka.

Przyczynkiem do wylewania żalu na zacofanie państwa, w którym żyją stał się problem gender, jaki pojawił się w Polsce jakiś czas temu. Trzeba przyznać, że pomysł ponarzekania na „zaściankowość” myślenia, niezrozumienie wobec gender i wiele innych cech, którymi niby się odznacza polski Kościół w liście skierowanym do głowy najbardziej znienawidzonej przez feministki instytucji jest pomysłem tyleż karkołomnym i śmiałym, co naiwnym. Zachęcone być może obrazem medialnym papieża Franciszka jako wielkiego reformatora zdobyły się na odwagę i… zaczęły od kłamstwa.

My, kobiety zgromadzone w Kongresie Kobiet – największym ruchu społeczno-obywatelskim w Polsce (…)”. Ktoś tu odpłynął. Jestem przekonany, że aby móc się tak z czystym sumieniem nazwać Panie Feministki musiałyby tu wliczyć osoby obsługujące technicznie i cateringowo ich spotkania oraz swoje rodziny na dwa pokolenia wstecz.

Ale spoko. Nie ilość, a jakość.

Dalej zaczyna się narzekanie na polskich hierarchów, duchownych za ich „szaleństwa nienawiści”. Zapamiętajcie na przyszłość, że matematyczka mówiąca Wam lub Waszym dzieciom, że zadanie domowe, w którym wyszło, że 2+2=5 jest źle zrobione, to macie prawo oskarżyć ją o nienawiść. Tak samo zaślepiony nienawiścią jest sprzedawca, który wydaje zgodnie resztę zamiast dołożyć 10gr w gratisie i wiele innych osób wykonujących każdego dnia swoją pracę.

Dalej jest równie paradnie. „Słowa hierarchów rozlegają się w kościołach, na lekcjach katechezy, na publicznych spotkaniach, w mediach”. Bo przecież feministkom chodzi tylko o równość i wolność. Ale taką, żeby księża nie mogli mówić w mediach, na publicznych spotkaniach czy w kościołach, bo to oburzające.

„Daje to między innymi taki skutek, że opinia publiczna, jak również urzędnicy państwowi zaczynają bać się nie tyko słowa „gender” ale również „równego traktowania” czy „równości”. Innymi słowy: krytyka czegoś niesłusznego prowadzi do tego, że rzeczy słuszne również są zanegowane. Dla przykładu: krytyka pomidorów modyfikowanych genetycznie przyczynia sie do spadku spożycia warzyw oraz upadku warzywniaków. Prawda?

Ale kulminacja dopiero następuje, ponieważ autorki listu postanowiły udzielić małego kursu Lectio Divina papieżowi: „Bo czyż to nie Jezus głosił iż „Nie masz Żyda, ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety, albowiem wy wszyscy jesteście jednym w Chrystusie”?”. Jak się okazuje, autorem listu do Galatów jest nie kto inny, jak Jezus Chrystus. Doktorat zbiorowy z biblistyki wręczony.

Dalej mamy małe katharsis, czyli Jan Paweł II, ponieważ mówił o równości. Podobnie wspomniany wyżej Jezus Chrystus. Mamy tu do czynienia z ewidentnym zawłaszczeniem dyskursu równościowego. Jeżeli każdy walczący o niedyskryminowanie jest od razu propagatorem gender, to świat nam się zerojedynkuje. Albo jest się genderystą albo szowinistą. Równie to śmieszne, co niebezpieczne.

W ogóle powołanie się na Papieża Polaka lub Jezusa Chrystusa to przygotowanie gruntu pod następujące na koniec mydlenie oczu do potęgi. Siostry feministki pytają: „Co powinni robić wierzący i niewierzący by przepiękna, nasycona duchem ewangelicznej miłości, otwartości, odnowy i pragnieniem pokoju Adhortacja Apostolska Evangeli Gaudum Waszej Świątobliwości stała się realnym projektem życia naszego Kościoła i naszej wspólnoty?”. Ja mam odpowiedź. Należy ją najpierw przeczytać. Krokiem drugim jest zrozumienie, a trzecim – lektura innych dokumentów. Może być Jan Paweł II. Kolega z frontu walki o gender to z pewnością autorytet dla sygnatariuszek listu.

Naprawdę zachęcam do lektury tego pisma, bo to kopalnia żarówek zapalających się na modłę amerykańskich bajek nad głową czytelnika. „Aha, a więc to tak nas widzą!”. A jak nas widzą, tak nas piszą.

Tak zupełnie na marginesie. W Polsce czynne prawo wyborcze kobiet zostało ustanowione wcześniej niż w Stanach Zjednoczonych i dużo wcześniej niż np. we Francji. Ach ten antyfeministyczny, ale bezkrytycznie prokatolicki ciemnogród.