Podstawą dla tej notki jest jeden program telewizyjny i kilka dotychczasowych spostrzeżeń, doświadczeń wynikłych z lektur paru tekstów. Prof. Środa – bez złośliwości: chodzący symbol feminizmu w Polsce – jest w swoich poglądach ciekawym materiałem do badań nad logiką walki o równouprawnienie.

Znalazłem chwilę, żeby nadrobić poniedziałkowe Tak czy Nie: prof. Środa, której przedstawiać Wam nie trzeba vs. ks. Przemysław Drąg, dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin (bardzo szkoda, że taki spięty, bo rozmówczynie wciągnąłby nosem). Olewam oczywistości, typu: ksiądz coś z Kościoła kuma, pozostałe dwie Panie albo nie kumają albo nie przeszkadza im to w gadaniu zaczepnych głupot.

Z takim filtrem kilka spostrzeżeń:

Prof. Środa głosi Kościół totalnie niepostępowy: „jego zadaniem jest konserwować stare poglądy”, czego wyrazem jest sprzeciw wobec gender, bo przecież dla Kościoła kobieta ma pełnić funkcje usługowe. Kilka zdań później nazywa list św. Jana Pawła II realnie „genderowym”, czym raz, że przywłaszcza sobie interpretację dokumentu, a dwa – sama przeczy pierwszej tezie. Żeby było śmieszniej później pada diagnoza, że to Kościół wymyśla sobie wroga.

Było o tym w SPAMie, ale przypomnę: prof. Środa jest przekonana, że tego antyprzemocowego dokumentu nie przepchnięto przez parlament, bo Kościołowi się nie podobał. Serio? Mam wymieniać ustawy, które mimo zastrzeżeń jakoś klepnięto?

Dla etyczki ogromny problem w polskim społeczeństwie to mężczyźni zostawiający kobiety z dwójką dzieci i odchodzący do młodszej. Aż wstyd się nie zgodzić! Tylko, że jak Kościół proponuje poważne traktowanie sakramentu małżeństwa, nierozerwalność, wyjątkowość i drogę małżeńskiej wierności, to obóz pani profesorki podnosi larum, że to zamach na wolność seksualną. Albo rybka albo pipka, jak powiedział Hamlet, jak powiedział Stanisław Anioł.

Logikę, która nie idzie w parze z działaniem widać i tutaj: feministka dostrzega problem (rzeczywiście istniejący) katolików tabloidowych. Ktoś deklaruje się jako katolik, robi coś totalnie sprzecznego z wiarą i wciąż pozostaje symbolem katolicyzmu w Polsce. Od takich osób Kosciół – by zadowolić Panią profesor – powinien się stanowczo odcinać. gdy się ostatnio odcinał od gorszącego zachowania ks. Lemańskiego, aż postanowił go ukarać, nie było słodko. Gdy padły głosy sprzeciwu i oburzenia wobec zachowania Agnieszki Radwańskiej, która rzeczywiście nie wstydzi się Jezusa, ale nie wstydzi się też nagości, ogólnego poklasku nie było – była krytyka za moralny rygoryzm.

Byłoby cudownie, gdyby Kościół apelował do państwa o… – oto i rozdział Kościoła od państwa w praktyce. Jesteśmy dosłownie kilka minut po bzdurnym stwierdzeniu, że jakaś ustawa nie weszła w życie przez sprzeciw Kościoła i jest to jego winą, bo sie wtrącił, a tymczasem, gdyby się Kościół włączył do walki o postulaty lewicowe – witamy serdecznie, postuluj ile chcesz! Ot, jednak można się wtrącać, ale nie ze swoimi poglądami.

A jakbym się mógł dowiedzieć, którymi słowy Jezus Chrystus wyraził pogląd, że jest za równością (przypominam, że list do Galatów pisał św. Paweł) to byłbym megawdzięczny.

Zaskakujące – i piszę to bez złośliwości – że prof. Środa uznaje wspólnotę celów Kościoła i feministek: dobro kobiet i rodziny, choć tutaj różnią się punktem wyjścia. Przyznam się,  że to przez długi czas był i mój wniosek, ale teraz, nauczony doswiadczeniem, kompletnie nie mam do tego zaufania. Priorytet przemycania zboczeń sprawia, że dobro kobiet paradoksalnie stoi u feministek dużo niżej, niż w Kościele. A to wszystko przez złą definicję tego dobra.

Swoją drogą zauważyliście jak słabnie retoryka byłej felietonistki Wprost, gdy stawia się ją do bezposredniej konfrontacji? Ot, spostrzeżenie bez wniosków.

Aha i jeszcze motyw na wstępie: w charakterze eksperta wypowiada się chłopak, który ponoć trzy lata spędził w seminarium. Oczywiście gotowały tam siostry zakonne, a przez księży (później również kleryków) były traktowane jako ludzie drugiej kategorii. Dlaczego facet nie jest już w seminarium, nie wiemy. Niedopowiedzenia są bardziej inteligiętne.