To dziwne święto, gdy pełne są tylko kwiaciarnie i sklepy z łakociami, ale domy pozostają puste. Niestety coraz mniej jest takich, które mają co świętować.

Wyzwoliliśmy człowieka od przyzwoitości, życie od uczciwości, zasady od treści, akty małżeńskie od małżeństwa i domy od matek. A teraz wyzwoleni, choć przecież wcale nie wolni, możemy bić się w pierś tak, żeby echo się rozlegało. A nawet powinniśmy to zrobić, choćby tylko przez przyznanie się do milczącego współudziału w rozkładaniu społecznego życia, z nadzieją, że echo odbije się, gdzie trzeba i obudzi, kogo trzeba.

Świat byłby piękniejszym miejscem, gdyby nie wyrugowano z miast i wsi obrazu uśmiechniętej kobiety, która pozwoliła w sobie dojrzeć tajemnicy życia, dzięki temu, że znalazła w sobie siłę i cierpliwość – znam siebie i swoich kolegów zbyt dobrze, by wiedzieć, że to niełatwe – na znalezienie człowieka, który będzie ją uwielbiał i traktował jak świętość. Tymczasem ogniem i różową pięścią wpisaną w okrąg symbolu Wenus zrobiono, co tylko się dało, by zastąpić ten obraz, czymś, co nawet trudno opisać.

Dziś, gdy kobiety konsumuje się niczym hot-doga w drodze z jednego dworca na drugi, kible w klubach stają się kabinami uciech, a płatna miłość jako rzekomo tańsza staje się preferowaną opcją nie tylko dla tych panów, którzy mózgi mają w majtkach, ale także dla pań, których damami nazwać nie można, chyba, że w nieprzyzwoitym żarcie, Dzień Matki jest wyzwoleniem, kaszlem, który pozwala wykrztusić zalegające po głowach półprawdy, czyli kłamstwa – jak kobiety – wyzwolone ze wstydu.

To właśnie jego brak jest tym, co odczuwamy najsilniej. Przełamanie jakiej bariery jest tragiczniejsze w skutkach? Która granica pozostaje, jeżeli już nawet ten front udaje się sforsować? Co jeszcze trzyma człowieka w ryzach przyzwoitości jako takiej, jeżeli nie zakorzeniony w zasadach instynktowny drogowskaz, czerwona kontrolka, która zapala się, gdy coś działa nie tak?

Świat nam pustoszeje – przynajmniej z perspektywy egocentrycznego zachodnioeuropejskiego nosa – bo nie chcemy przyjąć do wiadomości, że zakorkowane ulice to nie wina sygnalizacji, ale wiecznie zapalonych zielonych świateł. Wszystko ci wolno, w każdej chwili i na każdy sposób. Jesteś wolna, więc musisz.

W tym przymusie wolności wąż śmierdzi na kilometr: jeśli ktoś stawia barierę, znaczy, że nie kocha i jest zazdrosny – zrób mu zatem na złość i zrywaj owoc jak najprędzej, bo Twoje prawo leży w tym, by każde prawo móc łamać.

Ty masz prawo do wszystkiego, a w szczególności do tego, aby stać z nami, powiewać jak pusta chorągiew na barykadzie głupoty i wymachiwać nagością w proteście przeciw tym, co przed Tobą, choć jedyna naładowana broń właśnie celuje Ci w plecy.

Świat egoistek, pełnych rąk długich i lepkich, bo uwierzyły, że ewolucja stworzyła je z samolubnej małpy, która wszystko zagarnia pod siebie, jest światem strasznym i pustym jak bezgwiezdne niebo, bo łódź smutnej brutalności nie wie, którędy dopłynąć do bezpiecznego brzegu. To świat mężczyzn bez kobiet, synów bez matek.

A bez matek nie ma ludzi. Nawet Bóg wybrał sobie Kobietę, aby mógł stać się człowiekiem. Uniżył się do tej najpiękniejszej logiki, którą biologią zwiemy, choć wcale nie musiał tego robić.

Dlatego na Święto Mam, życzmy sobie świętych Mam. Augustyn nie mógł się mylić, gdy mówił, że te modlące się to zbawienie dla świata.