Gdy kilka miesięcy temu napisałem, że światu nie przeszkadza zło, tylko koloratka i dlatego stosuje podwójne standardy, naczytałem się kilku nieprzychylnych opinii. Wiecie: że wybielam czarnych, że przesadzam, że staję w obronie pedofilii (tekst dotyczył właśnie tego, że nie, ale nie wszyscy potrafią czytać ze zrozumieniem), wreszcie, że świat staje w obronie dobra i karci zło niezależnie od tego, kto je popełnia. A jeśli ktoś w koloratce to – z wiadomych powodów – po prostu kara ma być cięższa.

Wszystko rozumiem, nie ze wszystkim się zgadzam. Przenieśmy to na inny, bardziej grząski, bo udeptany jak zroszona ścieżka grunt.

Trwa Wielki Post. Jeżeli ktoś z Was publicznie przyznał, że w tym czasie albo na przykład w same piątki nie je, bo pości – naraża się na śmieszność. Jeśli jednak identyczną czynność – niejedzenie – podeprzeć inną intencją, np. bardzo modnym odchudzaniem, najbardziej negatywnym komentarzem będą zatroskane ostrzeżenia i biadolenie nad efektem jo-jo.

Jeśli ktoś z Krucjaty Wyzwolenia Człowieka przyzna publicznie, że z religijnych względów i z poczucia obowiązku wobec podjętych postanowień nie spożywa alkoholu i radykalnie nie bierze do ust nawet cukierków z wiśniowym likierem (swoją drogą: czy komukolwiek to smakuje?), to narazi się na biczowanie uśmieszkami pod pręgierzem kpin. Ale gdy z podobną religijną motywacją ujawni się niechrześcijanin i kulturalnie odmówi stwierdzając prosto: „religia mi zabrania”, to nie tylko temat się kończy, ale i podziw pozostaje dla obcej kultury. Nie zmyślam. Relacjonuję.

Gdy któryś z młodych ludzi (tu chyba szczególniej przerąbane ma jednak facet) otwarcie wyzna, że nie wyobraża sobie przed ślubem żadnego współżycia, a do tego od pornografii trzyma łapki z daleka to synchroniczne popukanie się w czoło tych, którzy jeszcze kilka sekund wcześniej byli przyjaciółmi, należy traktować w charakterze łagodnego wymiaru kary. A gdy już jako małżonek przyzna się, że podejmuje czasową wstrzemięźliwość zamiast wspierać przemysł lateksowy lub farmakologiczny trując się antykoncepcją, to łatka rasowego ciemnogrodzianina nie odlepi się od niego już nigdy. Jednak kiedy na kilka tygodni przed bokserską walką pięściarz podejmuje abstynencję seksualną (są ponoć dwa argumenty: sprawność pracy nóg, gromadzenie testosteronu) i na dłuższy czas wyprowadza się z sypialni, aby nie kusiło, to z miną wyrażającą podziw przyjmuje się to do wiadomości i życzy się szczęścia. Zresztą ci sami bokserzy wchodzą potem do ringu z medalikami, różańcami, a także czynią w narożnikach znak krzyża i wtedy wszyscy milkną w podziwie i szacunku dla mistrza. A zróbcie tak kiedyś przy wejściu do autobusu lub do pracy.

I tak można wymieniać w nieskończoność, ale nie o żonglowanie casusami tu chodzi. Ludzie mają wysypkę na wyrzeczenia. Ale z wysypką można żyć. Świąd zaczyna się dopiero, gdy wyznasz, dla Kogo te wyrzeczenia. Jednak nigdy się nie wahaj, bo możesz komuś pomóc wydrapać z siebie sens.