Piszę w tej sprawie z lekkim opóźnieniem, ponieważ spodziewałem się, że sprawa jeszcze swój najmocniejszy akcent zachowała na później. Tymczasem była to efemeryda. Doraźny temat medialny.

Kilka miesięcy temu Sąd Okręgowy uznał, że krzyż jako symbol narodowy nie narusza dóbr osobistych posłów-ateistów z ówczesnego Ruchu Palikota, dziś Twojego Ruchu (mojego na pewno nie). Sąd apelacyjny podobne zdanie podtrzymał na początku grudnia minionego już roku. W uzasadnieniu tej decyzji czytamy, że „pasywny kontakt wzrokowy z symbolem religijnym” nie ma żadnego wpływu na sprawowanie mandatu posła. To akurat dość oczywiste. Obecność krzyża w pomieszczeniu nie zmusza nikogo do postępowania zgodnego z nauczaniem religii, którą symbolizuje. Mam wrażenie, że jest nawet odwrotnie, czego chodzącymi dowodami są posłowie składający wniosek.

Jak zwykle moja pamięć wygładziła wszystkie kanty i musiałem dotrzeć do paru źródeł, aby przypomnieć sobie, że wniosek posłów to nie jest jakiś jednorazowy wybryk polityków lewicy. To stały problem, który pewnie powróci za kilka lat. Taka nasza mała kość niezgody w hebanowym kolorze.

Ale do rzeczy.

W 2009 r. nasz Sejm przyjął uchwałę w sprawie ochrony wolności wyznania i wartości będących wspólnym dziedzictwem narodów Europy. Miało to związek z walką o obecność krzyży we włoskich szkołach. Dokument ten wskazuje na krzyż jako nie tylko symbol religijny, ale też znak idei, która miała zasadniczy i pozytywny wpływ na kształtowanie się europejskiej tożsamości czy praw osoby ludzkiej i przypomina, że wrogość wobec religii zawsze szła w parze z dyskryminacją i łamaniem praw człowieka. Sygnatariuszem jest nie kto inny, jak Bronisław Komorowski  – ówczesny Marszałek Sejmu. Przyznam, że kompletnie o tym zapomniałem.

Dwa lata później posłowie Ruchu Palikota wystąpili do Marszałka Sejmu – Ewy Kopacz – z prośbą o wydanie zarządzenia usuwającego krzyż. I tutaj znów porażka na całej linii. W zeszytach prawniczych Kancelarii możemy przeczytać cztery osobne ekspertyzy dotyczące tej sprawy. Uznają one, że Marszałek Sejmu nie może zgodnie z prawem wydać takiego zarządzenia. Pozwolę sobie zacytować kilka zdań z jednej z nich. Jej autorem jest dr Ryszard Piotrowski z UW.

Po pierwsze „(…) władze publiczne zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, zapewniając – także sobie – swobodę wyrażania przekonań religijnych w życiu publicznym”

Po drugie „pierwiastek religijny czy światopoglądowy może być stale obecny we wszystkich dziedzinach życia publicznego”

I wreszcie po trzecie [tutaj Autor powołuje się na Trybunał Konstytucyjny] „Bezstronność władz publicznych nie może oznaczać faktycznej równości instytucjonalnej między kościołem rzymskokatolickim, dominującym w społeczeństwie polskim pod względem liczby wyznawców, a innymi kościołami i związkami wyznaniowymi

Wszystkie wspomniane wyżej dokumenty są do znalezienia w internecie.

Jak się okazuje ustawianie sporu o krzyż wg trywialnej linii katofaszyści – neutralni ateiści to mniej lub bardziej świadome zakłamanie. To spór prawniczy, który raz za razem przyznaje rację stronie zwolenników obecności krzyża na ścianie Sejmu.

Mimo wielokrotnej przegranej posłowie TR – co nie dziwne – są bardzo rozgoryczeni wyrokiem i zabierają sprawę do Strasburga, żeby poza granicami kraju odkryć kolejne niepokojące opary ciemnogrodu. Bo sukcesu uzyskanego przez skarżenie się instytucji, która w podobnej sprawie utrzymała krzyże we włoskich szkołach, mówiąc krótko: nie wróżę.

Za to po dziś dzień nie rozumiem w tej całej aferze jednej rzeczy.

Posłowie powołują się często na neutralność światopoglądową. Moim zdaniem to typowe zawłaszczenie terminu, który niewiele znaczy, a brzmi jakoś tak światlej, poprawniej. Ale nic za tym nie idzie. Przecież jeżeli mamy dwa podejścia: „chcę krzyża w Sejmie” oraz „nie chcę krzyża w Sejmie”, to na jakiej podstawie jedno z nich możemy nazwać światopoglądową neutralnością, a drugie już się nie kwalifikuje na to określenie? To przecież dwa biegunowo odległe od siebie poglądy. Pozytyw i negatyw, orzeł i reszka. A w rzucie monetą tylko jej kant jest „neutralny”.

„Nie każdy dyskomfort światopoglądowy odczuwany przez niewierzących należy utożsamiać z naruszeniem wolności sumienia i wyznania” – wyjaśniła posłom sędzia Jefimko. I za to brawa!

Bo najpierw ściąga się krzyże ze ścian, a potem to i Judasza z drzwi trzeba będzie wymontować, więc proponuję panom posłom wziąć się za pożyteczniejszą robotę, bo poza robieniem szumu są ważniejsze sprawy.