Kiedy dziś cofamy się do lat trzydziestych i wcześniej, do początku wszelkich ruchów, które uczyniły z II wojny światowej hekatombę, jaką znamy z podręczników, nie potrafimy się nadziwić, jak można było dopuścić do takiej tragedii. Ludzka głupota nie zna granic – to twierdzenie nie potrzebuje już innych dowodów.

Ludzie ginęli na ołtarzach pychy składani w ofierze bogom-przywódcom i ich szurniętej ideologii. Zabijali ich dawni sąsiedzi, którzy w latach pokoju wpadali, aby pożyczyć szklankę cukru. Mordowali przekonani, że przyczyniają się do oczyszczenia ziemi z najgorszego plugastwa, które świat, aby był zdrowy, musi brutalnie wydalić. Anus mundi – jak zdefiniował miejsce swojej pracy Heinz Thilo- odbytnica świata.

Wśród winnych jednym tchem wymieniamy głównych sprawców: Hitlera, Stalina i wszystkich im podobnych oraz ich gęsto zmieniające się świty. Bardziej oczytani wymienią nazwiska Goebbelsa, Speera, Trockiego czy Berię, profesorowie dosypią do tego litanię dodatkowych nazwisk. Ale na tym listy nam się kończą. Rzadko sięgamy do rzeszy (pasuje to słowo, nie?) przeciętnych ludzi odpowiedzialnych za codziennie etatowe wbijanie ludziom do głowy oczywistych fałszów, dzięki którym Hitler mógł stać się mesjaszem aryjskiej rasy, choć w roli wysokiego, niebieskookiego blondyna wygląda równie przekonująco jak w samurajskiej hakamie.

Zapominamy o najbardziej przekonujących i najbardziej efektywnych architektach nazizmu czy innych systemów totalitarnych. O propagandzistach i dziennikarzach.

Tylko jakie to ma dla nas znaczenie dzisiaj? Przecież Goebbelsa już z nami nie ma.

Ale uczniowie są. Ministerstwo Propagandy i Oświecenia Publicznego nie zaprzestało wcale swojej działalności, ale w XXI wieku zmieniło ciuszki i wybrało inny cel numero uno. Nie wiemy, gdzie zaprowadzą nas za kilka lub kilkanaście lat.

Jeżeli całkiem niegłupiemu narodowi, jakim są Niemcy, udało się wmówić, że przyczyną wszystkich niepowodzeń są Żydzi, Cyganie i wszelkie mniejszości etniczne, które z krwi aryjskich niemowląt robią sobie żywotne koktajle i jako jedyne przenoszą wszy oraz śmiertelne choroby, jeżeli niedyskutowalnym publicznie faktem naukowym stała się dla nich obecność toksycznego białka w żydowskim nasieniu, które plugawiło nieżydowskie kobiety, wreszcie jeżeli światłe i racjonalne społeczeństwo odrzuciło odkrycia Einsteina jako fizykę żydowską, to okazuje się, że nie ma rzeczy, której sprytny propagandzista nie potrafiłby wmówić komukolwiek. Faktorem decydującym jest zawsze czas. Na 15 lat przed wojną większość tych bzdur skwitowano by wzruszeniem ramion. Na rok przed wojną noc kryształowa stała się faktem.

Dziś równie niedopuszczalne jak występowanie przeciw antysemickim bzdurom w nazistowskich Niemczech jest publiczne oczyszczanie z zarzutów księży – złodziei, pedofilów, mafiosów, interesantów, kler, który toczy świat i Polskę jak robactwo.

Przecież każdy wie, że… – zaczynamy słyszeć w odpowiedzi. To właśnie każdy wie jest najgorszą formą wiedzy. Taka zbiorowa nibyświadomość z reguły wiedzie donikąd i jest to najbardziej pożądana dla niej droga. Bo czasami wiedzie torami prosto do koncentracyjnego obozu.

Ktoś powie, że przesadzam, że się egzaltuję, że wspinam się na patetyczne tony, które są tu kompletnie zbędne, że media katolickie wyprały mi mózg itd. Chcę temu komuś uścisnąć rękę. Jeśli tylko tyle ma do powiedzenia, niech na tym zakończy się rozmowa. Przytoczę tylko jeden cytat. Symptomatyczny i konieczny dla udowodnienia mojej tezy, ponieważ nie widzę problemu, by wyobrazić go sobie we współczesnej gazecie typu Newsweek czy Polityka.

I nie są to przypadki sporadyczne, ale obejmująca cały kler katolicki fala zgnilizny moralnej, jakiej w takim przerażającym nasileniu świat dotychczas nie widział. Ujawniane są sprawki niezliczonej ilości księży i zakonników i nie ulega wątpliwości, że tysiące tych spraw, które rozpatruje dziś nasz system sprawiedliwości, są zaledwie ułamkiem całości, obejmującej także wszystko to, co hierarchowie Kościoła próbują zamieść pod dywan.

Tak o masowych procesach za pedofilię wśród księży grzmiał nie kto inny jak wspomniany wyżej Goebbels. Tych procesów sądowych było 325. Skazanych? 21. Bliżej nieokreślony ich odsetek padł ofiarą sfingowanych dowodów. Nie zdążyli się zrehabilitować. Zginęli w obozach.

Tyle jeśli chodzi o ułamek całości i zamiatanie pod dywan, o których słyszymy za każdym (!) razem, gdy pada podejrzenie na któregokolwiek duchownego.

Wspomnicie moje słowa, które piszę z ogromnym bólem. Za kilkanaście lat miejsce Żyda zagarniającego świat i mordującego niemowlęta na niemieckim billboardzie zajmie katolicki kapłan i stający w jego obronie katolik. Nowe obozy dla oczyszczenia świata z plugastwa staną się faktem, a publiczne pręgierze – rozrywką oświeconych. Ale pod chłostą pogardy pośrodku miejskiego rynku będzie stał on.

Ksiądz. Nowy Żyd.