Jest 27 grudnia ubiegłego roku. Pierwszy w 2014 roku numer “Polityki”, a w nim nazwisko nowego Przewodniczącego KEP. Wyraźnym kandydatem tego tygodnika jest kard. Nycz, ale “Polityka”, choć nazywa go naturalnym kandydatem, dostrzega też inne opcje – ma nadzieje, że mniej prawdopodobne. Abp Gądecki pojawia się na liście jako daleka alternatywa dla zwaśnionych frakcji: liberalnej i tzw. radiomaryjnej.

Wziąłem pod uwagę 27 numerów wielkiej opiniotwórczej trójcy znanej ze SPAMu w perspektywie wyboru nowego Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Pojawiły się w nich trzy artykuły, po jednym na każdy tytuł. Oto wyniki mojej pracy.

Zgodnie z tym, co napisałem wyżej pierwsza była “Polityka”. Myślenie Autora tekstu pt. “Klincz” – Redaktora Szostkiewicza – jest następujące: do wyboru są właściwie dwa poważne nazwiska: Hoser i Nycz. Z tym, że pierwszy wydaje się być zbyt radykalny, a drugi już ma i tak zbyt dużą władzę, aby miał się połakomić na funkcję następcy abp Michalika. “Połączenie władzy nad najważniejszą dziś polską diecezją i koneksji watykańskich z władzą menedżerską mogłoby uczynić z Nycza realnego przywódcę Kościoła w Polsce”. Nazwisko świeżo wybranego Przewodniczącego wymienione jest tutaj jednym tchem z abp Skworcem i abp Budzikiem. Ale trzeba oddać Redaktorowi, że miał słuszną intuicję pozwalając sobie na krótkie omówienie jego sylwetki na tle pozostałych kandydatów. “Gądecki jest często wskazywany jako kandydat drugiego wyboru”. W imię kronikarskiej rzetelności warto zauważyć, że w tym samym czasie w pierwszym numerze “Newsweeka” 2014 abp Gądecki nie załapał się do TOP 5 na “Księdza Roku”. To akurat dobrze o nim świadczy.

Kolejne dwa teksty wyszły w wydaniach nr 10 “Newsweeka” i “Wprostu” 3 marca, czyli całkiem niedawno.

W “Newsweeku” nie mamy do czynienia z tekstem, który wskazywałby wyraźnego kandydata (teza jest taka, że takowy nie istnieje). Raczej widzimy tutaj polaryzację na sympatie (kard. Nycz, bp Guzdek i inne nazwiska okraszone sosem tęsknoty do abp Życińskiego) i antypatie (abp Michalik, abp Dzięga) ustawianą wzdłuż linii wyznaczonej wg typowo newsweekowej wykładni trwającego pontyfikatu: skromność, otwartość, rewolucyjność. W artykule pt. “Polskie konklawe” Redaktor Pawlicka wymienia sześć nazwisk potencjalnych kandydatów. Nie określa w żaden szczególny sposób ich szans, co przy wróżeniu z fusów jest dość naturalne. Znalazło się jednak miejsce dla abp Gądeckiego. Wg Autorki tekstu miałby on być rezerwowym kandydatem frakcji liberalnej, gdyby z kandydowania zrezygnował kard. Nycz i nie wyraził swej chęci bp Guzdek. Wtedy dopiero w szranki o funkcję Przewodniczącego miałby zająć abp Gądecki lub abp Kupny. Żaden z nich – jako mało prawdopodobny wybór – nie doczekał się omówienia.

Co warte zauważenia, wg Redaktor Pawlickiej, jeżeli nowym Przewodniczącym nie zostałby bp Guzdek będzie on naturalnym następcą dla zbliżającego się do zasłużonej emerytury prymasa – abp Kowalczyka. Z zainteresowaniem czekam, czy chociaż ta wróżba się spełni.

No i “Wprost” – tym razem “Polskie konklawe” omawia Redaktor Dzierżanowski. Niestety on też raczej strzela na oślep, ale i tutaj nie można być zdziwionym. Nie ma plejady nazwisk mniej lub bardziej prawdopodobnych, jak w dwóch wyżej omówionych tekstach. Jest straszenie o. Rydzykiem i abp Depo, który miałby być prawą ręką redemptorysty wydłużoną aż po Watykan chyba na kształt ręki inspektora Gadżeta z popularnej kreskówki sprzed lat. Warto jednak odnotować, że i tu pojawia się nazwisko abp Gądeckiego jako “kandydata środka”. Redaktor poświęca mu jednak tylko 3 zdania i wraca do szerzenia defetyzmu i wieszczenia upadku Kościoła w Polsce.

Takie pastwienie się, jakie uprawiam w tym tekście nie miałoby jednak większego sensu, gdyby nie prosty fakt, na który trzeba zwrócić uwagę – w tych trzech gazetach pracują osoby, które znają dobrze odpowiednie nazwiska (żaden wyczyn, przeciętny katolik też je zna), ale żadną miarą nie są ekspertami od Kościoła w Polsce. Abp Gądecki był kandydatem drugiego lub trzeciego wyboru dla wszystkich Autorów. Sieć gdybologicznych zależności można porównywać do tego, co odbywa się w przypadku polskiej piłki nożnej. Jeśli ktoś przegra z kimś, z kim przegrać nie może i w innym meczu padnie remis, a my do tego dorzucimy przy pełni księżyca sierść nietoperza do wrzącej wody z mitycznego źródła, to awans mamy prawie pewny. Z taką samą śmiałością wielka opiniotwórcza trójca szafowała nazwiskiem poznańskiego arcybiskupa.

Ktoś mi zarzuci – i słusznie – że też nie spodziewałem się takiego wyboru. Tak było. Podobnie jak rok temu przy okazji konklawe. Z tym, że ja nie podejmowałem się wróżenia z dna niedopitych filiżanek, nie stawiałem tez o pięciu latach suchych pod przewodnictwem kandydata z toruńskiego nadania, nie płakałem za wymarzonymi kandydatami, którzy szans nie mają lub mają, bo to bez znaczenia, nie wieszczyłem kto z kim ramię w ramię i kto przeciw komu po której stronie barykady, barykad zresztą też nie budowałem, wreszcie nie robiłem ludziom wody z mózgu tak, jakby moja wiedza w jakikolwiek sposób miała się przełożyć na rzeczywistość. A w to bawiły się wszystkowiedzące tygodniki.

Nie sądzę, aby tak było, ale oczywiście mogłem coś pominąć, przeinaczyć, czegoś nie zrozumieć. To w końcu jakieś 3000 stron gazet. Jeśli coś znajdziesz, napisz, a chętnie przeproszę, ale póki co: sayonara, eksperci.